
Wczoraj byłyśmy hrabiankami i to było coś dla cioci Adeli, a dzisiaj coś dla mnie! Sportowa przygoda z kajakiem. Nie napiszę, że się nie bałam... trochę się martwiłam, co ze mną będzie, jak się skąpię w rzece... ale na szczęście takich przygód nie miałyśmy!
Płynęłyśmy bardzo spokojną rzeczką, która nazywa się Mała Panew. Naoglądałyśmy się ważek w cudownych kolorach. Niektóre wyglądały jak kamienie szlachetne. Jedna nawet usiadła na uchu cioci Adeli.
Okazało się, że sterowanie kajakiem wcale nie jest takie proste, a już takie sterowanie, żeby płynął prosto w ogóle nie jest możliwe. Płynęłyśmy od brzegu do brzegu, zbadałyśmy wszystkie zarośla i krzewy, zahaczałyśmy o każdy wystający z wody korzeń i kamień oraz robiłyśmy częste odpoczynki na mieliznach... ale ani razu nie znalazłyśmy się w wodzie. Nie znaczy to, że wyszłyśmy z tej przygody suchą łapą... chrzest bojowy musiał być, ale to drobiazg.
To była przygoda akurat na miarę dwóch kangurów!

Nie tylko my pływamy na kajakach.


Add comment
Comments