 
                    Piękna pogoda, słoneczko.... zamarzyła nam się majówka. Pożyczyliśmy od Fiorda (tak nazywa się nasz domowy kot) namiot i ruszyliśmy w dzicz!
No może nie aż tak bardzo w dzicz, bo dotarliśmy tylko do pobliskiego parku, ale jak się jest niewielkim pluszakiem, to to w zupełności wystarcza. Nawet nie myślałam, że herbatka pita na świeżym powietrzu może być taka pyszna!
Baranek był najszczęśliwszym barankiem na świecie, gdy wreszcie mógł spróbować, jak smakują prawdziwe mlecze i stokrotki.
 
                     
                    Paddington przypomniał sobie bardzo dawne czasy, kiedy to jeszcze mieszkał z ciocią i wujem w najmroczniejszych zakątkach Peru i zaszył się w najgęstszych krzakach, jakie udało mu się w parku znaleźć. Ogromnie był zadowolony.
 
                    Razem z ciocią Adelą zachwycałyśmy się dmuchawcami i sprawdzałyśmy, która z nas potrafi zdmuchnąć wszystkie nasionka za jednym razem. Byłam lepsza! I to bardzo dobrze, bo za kilka dni mam urodziny i będę dmuchać świeczki na torcie. Też trzeba je przecież zdmuchnąć za jednym razem.
 
                    Na koniec wszyscy bawiliśmy się w chowanego na łące. Najtrudniej było znaleźć Lofotka, bo jest najmniejszy z nas i potrafi latać. Zabawa była wyśmienita!
 
                    
Add comment
Comments